Gatunek: Akcja/S-F
Reżyser: Joel Schumacher
Scenariusz: Akiva Goldsman, Janet Scott Batchler, Lee Batchler
Muzyka: Elliot Goldenthal
Producent: Tim Burton
Rok produkcji: 1995
Obsada:
Val Kilmer - Batman/Bruce Wayne
Tommy Lee Jones - Harvey "Dwie Twarze" Dent
Jim Carrey - Edward Nygma/Riddler
Chris O'Donnell - Dick Grayson/Robin
Nicole Kidman - Chase Meridian
Mroczny Rycerz
zwyciężył już szalonego Jokera, uniknął uroków czarującej Kobiety Kota,
pokrzyżował plany demonicznego Pingwina… Jednak w 1995 r. czekało go
najtrudniejsze zadanie – zmierzenie się z wygórowanymi oczekiwaniami studia
Warner Bros i siłą komercji…
ORZEŁ, CZY RESZKA?
Gotham znów potrzebna
jest pomoc Batmana – tym razem miasto terroryzowane jest przez byłego
prokuratora okręgowego Harvey’a Denta, który na skutek nieszczęśliwego wypadku
straszy (śmieszy?) zeszpeconą połową twarzy oraz rozdwojeniem osobowości. Co
ciekawe w „Batmanie” aktor grający Denta jest murzynem, podczas gdy
występującego w „Forever” Tommy Lee Jones’a trudno uznać za czarnoskórego… Pomijając
ten szczegół dochodzimy do jego motywacji – chce on zabić Batmana. Ambitnie.
Żeby zdobyć środki bawi się w pospolite kradzieże. Super. Żeby dodatkowo
utrudnić życie Człowiekowi Nietoperzowi pojawia się pałający rządzą zemsty
Riddler, który posługuje się mało wyszukanym humorem i zagadkami, które
rozwiązałby średnio rozgarnięty szympans... Na ich nie szczęście Batman zyskuje
sojuszników w postaci granej przez Nicole Kidman dr Chase Meridian (zakochanej
w nim po spiczaste uszy pani psycholog) oraz chcącego pomścić rodziców ex akrobatę
Robina. Wszystko to tworzy cukierkową, polukrowaną opowiastkę, która nie
angażuje widza na poziomie innym niż, ewentualnie, artystyczny.
Historia opowiedziana w
"Batman Forever" jest płytka, mało emocjonująca, czy wręcz nieco
dziecinna. Brakuje rozbudowanych relacji między bohaterami, postacie są
papierowe, czarno białe.
BATMAN U
PSYCHOTERAPEUTKI
"Batman
Forever" przyniósł zmiany nie tylko na polu reżyserii i fabuły, ale także
aktorów. W rolę Bruce'a Wayne'a/Batmana wcielił się tym razem Val Kilmer -
aktor świetnie zbudowany i sprawny fizycznie, jednak pozbawiony charakterystycznego
dla Keatona mroku czającego się w spojrzeniu. O ile Kilmer nieźle wczuł się w
rolę Wayne'a, to jednak jego Batman pozostawia sporo do życzenia. Nie jest to
już złowrogi nocny duch, stał się znacznie bardziej "publiczny",
pozbawiony charakterystycznego, chrapliwego głosu i aury tajemniczości.
Joel Schumacher
postanowił wspomóc Batmana pomocnikiem -
Robinem. Muszę przyznać, że pomimo mojej niechęci do tej postaci (jako bohatera
komiksów), to grający go Chris O'Donnell był chyba najbardziej
charyzmatycznym aktorem w tym filmie. Oczywiście nie oznacza to roli szczególnie
wybitnej, jednak wyróżniającej się na tle innych postaci. Zbuntowany Dick
Grayson jest opryskliwy i złośliwy, jednak z drugiej strony zamknięty w sobie i
szukający okazji do zemsty.
Nicole Kidman to
kolejna "dama w opresji", z tym, że w "Forever" zamiast
krzyczeć o pomoc wygłasza komunały na temat ludzkiej psychiki i pręży wdzięki
raz przed Bruce'm Wayne'm a raz przed jego "mrocznym" alter ego.
Czas na ciężkie działa,
czyli antagonistów Batmana. Na początku przyjrzyjmy się Dwóm Twarzom granym
przez Tommy'ego Lee Jonesa. Bardzo lubię tego aktora, jednak jego bohater w
"Batman Forever" jest tak idiotyczny, że aż nie wiem od czego
zacząć... W komiksach Harvey Dent był postacią rozdartą między dążeniem do
sprawiedliwości, a chorą, psychopatyczną naturą mordercy - wierzył, że tylko
ślepy los jest bezstronny i sprawiedliwy i kierował się pewnym pokrętnym
kodeksem. Jednak w tym filmie jest to postać do bólu prosta, nie posiadająca
żadnych głębszych motywacji, w dodatku jego zachowanie przypomina średnio
udolną kalkę Jokera z "Batmana". Podskakuje, śmieje się i wygłupia
udając, że dwoistość ma dla niego wielkie znaczenie, co w praktyce przejawia
się tym, że raz lubi zjeść suflet, a raz krwistego steka...
Drugim ze
"złych" jest tutaj Edward Nygma zwany Riddlerem - bohater w teorii
niesamowicie inteligentny, podrzucający Batmanowi skomplikowane zagadki,
których rozwiązanie pozwoli obrońcy Gotham zapobiec kolejnym zbrodniom. A jak jest
w praktyce? Cóż, Riddlera gra Jim Carrey, aktor najlepiej czujący się w
komediach i to, niestety, widać. Riddler jest tu równie idiotycznie
przedstawiony co Dwie Twarze, jego "genialny" umysł pozwala mu (poza
tworzeniem zagadek dla tytanów intelektu) na stworzenie urządzenia, za pomocą
którego może przejmować wiedzę i wspomnienia innych ludzi... Wiem, że pisałem
już o fabule, ale to jest tak idiotyczne, że nie mogłem się powstrzymać.
Aktorami, którzy
pojawili się także w poprzednich częściach serii są grający Alfreda Michael
Gough (trzymający równie wysoki jak wcześniej poziom gry) i wcielający się w
komisarza Gordona Pat Hingle, który także tym razem potraktowany został po
macoszemu.
BATMAN NA DYSKOTECE
Tym, co stanowiło chyba
największą siłę poprzednich części przygód Batmana był niesamowity, groteskowy,
mroczny klimat spotęgowany dodatkowo licznymi odniesieniami do różnych dziedzin
kultury. Joel Schumacher przedstawił Gotham jako równie wielkie, ale za to
kolorowe miasto. W cieniu monumentalnych budowli błyszczą neony i kolorowe
światełka, które mogą przyprawić o epilepsję. Wszystko jest jaskrawe i
świecące. Zniknął mrok i uczucie przygnębienia.
Muzyka również stała
się żwawsza i generalnie dobrze pasuje do klimatu filmu.
CZAS NA AKROBACJE
"Batman
Forever" niewątpliwie góruje nad poprzednimi częściami w kwestii akcji.
Tempo rozwoju wydarzeń jest oszałamiające, przedstawione z rozmachem i często
przerysowane. Sceny walki są szybsze, lepiej ukazane i robiące lepsze wrażenie.
ZGADUJ ZGADULA...
Mam sentyment do tego
filmu, gdyż była to pierwsza część przygód Mrocznego Rycerza jaką widziałem w
kinie. Pamiętam, że byłam zachwycony. I zapewne o to chodziło studiu Warner
Bros - poprzednie części "Batmana" były zbyt mroczne i trudne dla
młodego widza. "Forever" miał to zmienić, miał trafić do jak
najszerszego grona odbiorców. Nie było istotne to, że wśród akcji i kolorowych
rozbłysków zniknął cały klimat opowieści o "Mrocznym" obrońcy Gotham.
Mimo, że film da się całkiem miło obejrzeć, to jednak jest to jaskrawy przykład
na początek upadku Batmana na dużym ekranie. Niestety, albo na szczęście.
Plusy:
+ Val Kilmer i Chris
O'Donnell dają radę
+ niezłe tempo
akcji
+ wizja
monumentalnego, kolorowego Gotham może się podobać
Minusy:
- brak mroku,
zła i tajemnicy
- infantylna
fabuła
- słabo
zarysowane postacie
Ocena: 5+/10