sobota, 1 grudnia 2012

Batman Forever



Gatunek: Akcja/S-F
Reżyser: Joel Schumacher
Scenariusz: Akiva Goldsman, Janet Scott Batchler, Lee Batchler
Muzyka: Elliot Goldenthal
Producent: Tim Burton
Rok produkcji: 1995

Obsada:
Val Kilmer - Batman/Bruce Wayne
Tommy Lee Jones - Harvey "Dwie Twarze" Dent
Jim Carrey - Edward Nygma/Riddler
Chris O'Donnell - Dick Grayson/Robin
Nicole Kidman - Chase Meridian


Mroczny Rycerz zwyciężył już szalonego Jokera, uniknął uroków czarującej Kobiety Kota, pokrzyżował plany demonicznego Pingwina… Jednak w 1995 r. czekało go najtrudniejsze zadanie – zmierzenie się z wygórowanymi oczekiwaniami studia Warner Bros i siłą komercji…

ORZEŁ, CZY RESZKA?

Gotham znów potrzebna jest pomoc Batmana – tym razem miasto terroryzowane jest przez byłego prokuratora okręgowego Harvey’a Denta, który na skutek nieszczęśliwego wypadku straszy (śmieszy?) zeszpeconą połową twarzy oraz rozdwojeniem osobowości. Co ciekawe w „Batmanie” aktor grający Denta jest murzynem, podczas gdy występującego w „Forever” Tommy Lee Jones’a trudno uznać za czarnoskórego… Pomijając ten szczegół dochodzimy do jego motywacji – chce on zabić Batmana. Ambitnie. Żeby zdobyć środki bawi się w pospolite kradzieże. Super. Żeby dodatkowo utrudnić życie Człowiekowi Nietoperzowi pojawia się pałający rządzą zemsty Riddler, który posługuje się mało wyszukanym humorem i zagadkami, które rozwiązałby średnio rozgarnięty szympans... Na ich nie szczęście Batman zyskuje sojuszników w postaci granej przez Nicole Kidman dr Chase Meridian (zakochanej w nim po spiczaste uszy pani psycholog) oraz chcącego pomścić rodziców ex akrobatę Robina. Wszystko to tworzy cukierkową, polukrowaną opowiastkę, która nie angażuje widza na poziomie innym niż, ewentualnie, artystyczny.
Historia opowiedziana w "Batman Forever" jest płytka, mało emocjonująca, czy wręcz nieco dziecinna. Brakuje rozbudowanych relacji między bohaterami, postacie są papierowe, czarno białe.

BATMAN U PSYCHOTERAPEUTKI

"Batman Forever" przyniósł zmiany nie tylko na polu reżyserii i fabuły, ale także aktorów. W rolę Bruce'a Wayne'a/Batmana wcielił się tym razem Val Kilmer - aktor świetnie zbudowany i sprawny fizycznie, jednak pozbawiony charakterystycznego dla Keatona mroku czającego się w spojrzeniu. O ile Kilmer nieźle wczuł się w rolę Wayne'a, to jednak jego Batman pozostawia sporo do życzenia. Nie jest to już złowrogi nocny duch, stał się znacznie bardziej "publiczny", pozbawiony charakterystycznego, chrapliwego głosu i aury tajemniczości.
Joel Schumacher postanowił wspomóc Batmana  pomocnikiem - Robinem. Muszę przyznać, że pomimo mojej niechęci do tej postaci (jako bohatera komiksów), to grający go Chris O'Donnell był chyba najbardziej charyzmatycznym aktorem w tym filmie. Oczywiście nie oznacza to roli szczególnie wybitnej, jednak wyróżniającej się na tle innych postaci. Zbuntowany Dick Grayson jest opryskliwy i złośliwy, jednak z drugiej strony zamknięty w sobie i szukający okazji do zemsty.
Nicole Kidman to kolejna "dama w opresji", z tym, że w "Forever" zamiast krzyczeć o pomoc wygłasza komunały na temat ludzkiej psychiki i pręży wdzięki raz przed Bruce'm Wayne'm a raz przed jego "mrocznym" alter ego.
Czas na ciężkie działa, czyli antagonistów Batmana. Na początku przyjrzyjmy się Dwóm Twarzom granym przez Tommy'ego Lee Jonesa. Bardzo lubię tego aktora, jednak jego bohater w "Batman Forever" jest tak idiotyczny, że aż nie wiem od czego zacząć... W komiksach Harvey Dent był postacią rozdartą między dążeniem do sprawiedliwości, a chorą, psychopatyczną naturą mordercy - wierzył, że tylko ślepy los jest bezstronny i sprawiedliwy i kierował się pewnym pokrętnym kodeksem. Jednak w tym filmie jest to postać do bólu prosta, nie posiadająca żadnych głębszych motywacji, w dodatku jego zachowanie przypomina średnio udolną kalkę Jokera z "Batmana". Podskakuje, śmieje się i wygłupia udając, że dwoistość ma dla niego wielkie znaczenie, co w praktyce przejawia się tym, że raz lubi zjeść suflet, a raz krwistego steka...
Drugim ze "złych" jest tutaj Edward Nygma zwany Riddlerem - bohater w teorii niesamowicie inteligentny, podrzucający Batmanowi skomplikowane zagadki, których rozwiązanie pozwoli obrońcy Gotham zapobiec kolejnym zbrodniom. A jak jest w praktyce? Cóż, Riddlera gra Jim Carrey, aktor najlepiej czujący się w komediach i to, niestety, widać. Riddler jest tu równie idiotycznie przedstawiony co Dwie Twarze, jego "genialny" umysł pozwala mu (poza tworzeniem zagadek dla tytanów intelektu) na stworzenie urządzenia, za pomocą którego może przejmować wiedzę i wspomnienia innych ludzi... Wiem, że pisałem już o fabule, ale to jest tak idiotyczne, że nie mogłem się powstrzymać.
Aktorami, którzy pojawili się także w poprzednich częściach serii są grający Alfreda Michael Gough (trzymający równie wysoki jak wcześniej poziom gry) i wcielający się w komisarza Gordona Pat Hingle, który także tym razem potraktowany został po macoszemu.

BATMAN NA DYSKOTECE

Tym, co stanowiło chyba największą siłę poprzednich części przygód Batmana był niesamowity, groteskowy, mroczny klimat spotęgowany dodatkowo licznymi odniesieniami do różnych dziedzin kultury. Joel Schumacher przedstawił Gotham jako równie wielkie, ale za to kolorowe miasto. W cieniu monumentalnych budowli błyszczą neony i kolorowe światełka, które mogą przyprawić o epilepsję. Wszystko jest jaskrawe i świecące. Zniknął mrok i uczucie przygnębienia.
Muzyka również stała się żwawsza i generalnie dobrze pasuje do klimatu filmu.

CZAS NA AKROBACJE

"Batman Forever" niewątpliwie góruje nad poprzednimi częściami w kwestii akcji. Tempo rozwoju wydarzeń jest oszałamiające, przedstawione z rozmachem i często przerysowane. Sceny walki są szybsze, lepiej ukazane i robiące lepsze wrażenie.

ZGADUJ ZGADULA...

Mam sentyment do tego filmu, gdyż była to pierwsza część przygód Mrocznego Rycerza jaką widziałem w kinie. Pamiętam, że byłam zachwycony. I zapewne o to chodziło studiu Warner Bros - poprzednie części "Batmana" były zbyt mroczne i trudne dla młodego widza. "Forever" miał to zmienić, miał trafić do jak najszerszego grona odbiorców. Nie było istotne to, że wśród akcji i kolorowych rozbłysków zniknął cały klimat opowieści o "Mrocznym" obrońcy Gotham. Mimo, że film da się całkiem miło obejrzeć, to jednak jest to jaskrawy przykład na początek upadku Batmana na dużym ekranie. Niestety, albo na szczęście.

Plusy:

+ Val Kilmer i Chris O'Donnell dają radę
+ niezłe tempo akcji
+ wizja monumentalnego, kolorowego Gotham może się podobać

Minusy:

- brak mroku, zła i tajemnicy
- infantylna fabuła
- słabo zarysowane postacie

Ocena: 5+/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz