Powrót Batmana
Gatunek: Akcja/S-f
Reżyser: Tim Burton
Scenariusz: Daniel Waters
Muzyka: Danny Elfman
Rok produkcji: 1992
Obsada:
Michael Keaton - Bruce Wayne/Batman
Danny DeVito - Pingwin
Michelle Pfeiffer - Selina Kyle/Kobieta Kot
Christopher Walken - Max Shreck
Michael Gough - Alfred
Sukces pierwszej części "Batmana"
zaowocował (co nie było trudne do przewidzenia) nakręceniem kontynuacji. Za
kamerą ponownie stanął Burton, a w rolę Człowieka Nietoperza wcielił się znany
z poprzedniej odsłony Michael Keaton. Jak można najkrócej ocenić ten film? To
samo, tylko że więcej i intensywniej. Ale po kolei...
W MIEŚCIE GOTHAM ZNÓW ŹLE SIĘ DZIEJE...
Batman jest już "oficjalnym" obrońcą
Gotham - z jego usług policja korzysta nader często, nawet w sytuacjach, w
których, teoretycznie, powinna poradzić sobie sama. Ale skoro Batman bawi się w
chłopca na posyłki, to jego sprawa. Tak czy siak, w mieście pojawia się
tajemniczy, obrzydliwy Pingwin, który z terrorysty szybko staje się kandydatem
na burmistrza. Do tego dochodzą mroczne interesy biznesmana Max'a Shreck'a i zagadkowa
postać Kobiety Kota.
Nie będę się rozdrabniał, powiem krótko - fabuła,
mimo że bardziej wielowątkowa niż w pierwszej części, nadal nie jest
zaskakująca, a "straszliwy plan" antagonistów Batmana jest w
rzeczywistości zwyczajnie głupi i nie pasujący do dojrzałego dzieła. W oczy
kłują wyjątkowo łatwowierni mieszkańcy metropolii, którzy zmieniają zdanie i
nastawienie ładnych parę razy na przestrzeni całego filmu. O beznadziejnie
zorganizowanych siłach policyjnych już wspomniałem, więc nie będę się dalej rozpisywał.
Na obronę warstwy fabularnej mogę tylko powiedzieć, że jest to adaptacja
komiksu o superbohaterze, a ten argument w dużej mierze pozwala zaakceptować
pewne inne niedociągnięcia.
Lepiej niż w "Batmanie" zarysowano za to
bohaterów, którzy nie są już aż tak bardzo jednowymiarowi, czarno-biali,
pojawiają się różne odcienie szarości, a ich interesy krzyżują się wielokrotnie
i to na różnych płaszczyznach.
BATMANEM BYŁEM..
Podobnie jak w poprzedniej części, tak i tutaj gra
aktorska zasługuje na pochwałę. Grający Bruce'a Wayne'a/Batmana Michael Keaton nie wyzbył się swojego mrocznego
image'u. Nadal jest to zamyślony biznesmen o posępnym spojrzeniu, który
przemienia się w złowrogiego potwora skrytego pod maską nietoperza. Równie
dobra kreacja jak w "Batmanie", choć także w tej części to nie on jest głównym bohaterem.
Michelle Pfeiffer, wcielająca się w Kobietę Kota,
również nie daje wielu powodów do narzekań. Mimo że nigdy nie byłem fanem tej
postaci, to jednak muszę przyznać, że przemiana cichej, zamkniętej w sobie
sekretarki w pełną temperamentu i seksapilu złodziejkę-akrobatkę zagrana
została bardzo dobrze. Michelle wypadła przekonywująco zarówno jako szara
myszka, jak i lwica salonowa czy skrywająca się za maską antagonistka Batmana o
niejasnych celach.
No i Danny DeVito wcielający się w rolę
"głównego złego", czyli Pingwina, który stworzył obrzydliwą, ale i
magnetyzującą i charyzmatyczną kreację. Jego postać budzi mieszane uczucia - z
jednej strony jest straszny i odpychający, z drugiej tragiczny i rozpaczliwie
szukający akceptacji. No i ma "wielki plan", ale o tym już pisałem
przy okazji omawiania fabuły. Pingwin nie jest Jokerem, ma inne metody
działania, inaczej się zachowuje, byłbym jednak w stanie skłonić się ku tezie,
że jest bardziej autentyczny i prawdziwy od klauna z "Batmana".
Grą aktorską ponownie popisał się Michael Gough
grający Alfreda, oraz Christopher Walken, który zagrał chciwego, amoralnego
biznesmena Max'a Shreck'a. Może to kwestia specyficznej urody tego aktora, ale
jako kanalia wyszedł wręcz wzorcowo stanowiąc doskonałe przeciwieństwo Bruce'a
Wayne'a.
DZIAŁO SIĘ, OJ DZIAŁO...
Mimo że nie narzekałem na tempo akcji w pierwszym
"Batmanie", to jednak tutaj narracja jest bardziej płynna, kolejne
sceny lepiej do siebie pasują i są lepiej wyważone. Fabuła jest opowiedziana
ciekawie, a sceny akcji ponownie przeplatają się z tymi bardziej spokojnymi. Co
do samych scen akcji, te również zostały przedstawione ciekawiej. Mamy więcej
pojedynków Batmana z jego przeciwnikami (w tym kilka w naprawdę ciekawej
scenerii!) i choć nadal brakuje im nieco naturalności, to jednak poprawa jest
wyraźnie zauważalna.
Trochę za to śmieszą nowe gadżety Batmana, takie jak
lotnia (mimo, że jest to element żywcem wyjęty z kart komiksu), czy batmobil
zmieniający się w jakiś rodzaj rakiety...
KLIMAT
"Batman" zachwycał mrocznym klimatem i
przytłaczał gotycką scenografią miasta Gotham. A "Powrót Batmana",
jak pisałem na początku, daje nam tego więcej i intensywniej. Miasto skąpane jest
w gęsty, wręcz namacalnym mroku, którego nie rozpraszają świąteczne lampki czy
padający śnieg. Wszędzie czuć przygniatającą, mroczną atmosferę, wszystko jest
karykaturalnie przerysowane i wzmocnione: gigantyczna choinka bożonarodzeniowa,
straszne, złowrogie zoo, niby dziecinne, ale jednak groteskowe zabawki
Pingwina...
Klimat ponownie podkreśla świetna muzyka, kostiumy i
charakteryzacja (Danny DeVito zmieniony został niemal nie do poznania).
PODSUMOWANIE
Bardzo trudno jest mi ocenić "Powrót
Batmana". Jest to bowiem dzieło dojrzalsze, przesycone mistyką, pełne
ukrytych cytatów i nawiązań do niemieckiego ekspresjonizmu, które jednak
dostrzegą głównie dojrzali, obeznani widzowie. Mimo uproszczeń fabularnych film
jest logiczny i płynny, a realizm i fikcja, naturalność i groteska łączą się
perfekcyjnie.
Z drugiej jednak strony oglądając ten film zawsze
miałem jakieś niejasne, trudne do sprecyzowania uczucie, że czegoś mi
brakuje...albo czegoś jest za dużo. Może tragizmu, który nie pozwala łatwo
zaszufladkować strasznego, ale i skrzywdzonego Pingwina?
Polecam ten film wszystkim, którzy lubią mroczne
opowieści w świątecznej scenerii gotyckich budowli, a odradzam tym, którzy
liczą na prostą, szybko rozrywkę.
Plusy:
+ mroczny klimat
+ bohaterowie
+ akcja
+ mnóstwo ukrytych smaczków
Minusy:
- czasami aż nazbyt ciężki klimat
- fabuła mogłaby być nieco dojrzalsza
- mieszkańcy Gotham
- smaczki nie będą dostrzegane przez wszystkich
Ocena: nie podejmuję się jednoznacznej oceny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz