piątek, 2 listopada 2012

Wampiry kontratakują, czyli jak zostać prezydentem

Abraham Lincoln - Łowca Wampirów
Gatunek: Fantasy/Horror/Akcja
Reżyser: Timur Bekmambetow
Scenariusz: Seth Grahame-Smith
Producent: Tim Burton
Muzyka: Henry Jackman

W rolach głównych:
Abraham Lincoln - Benjamin Walker
Henry Sturges - Dominic Edward Cooper
Will Johnson - Anthony Mackie
Mary Todd Lincoln - Mary Elizabeth Winstead
Adam - Rufus Sewell


Film miał swoja premierę w wakacje, lecz dopiero teraz znalazłem nieco czasu, by spokojnie siąść do niego (jak powszechnie wiadomo okolice dnia Wszystkich Świętych bardzo sprzyjają przemyśleniom na temat wampirów). Po całodziennych podchodach związanych z ceremonią tegoż dnia, dopiero wieczorem miałem chwilę na film, wygodnie rozpostarty na kanapie zamierzałem oddać się niezbyt wyrafinowanej rozrywce kina spod znaku siekiery i wadliwego zgryzu.

OPIS:

Mamy do czynienia z "odczytaną na nowo" historią Abrahama Lincolna, XVI prezydenta USA. Dowiadujemy się, że poczciwy Abe nie był takim zwykłym człowiekiem, jak mogło by się nam wydawać. Od najmłodszych lat Abraham ma do czynienia z niewolnictwem; jego najbliższy przyjaciel - czarnoskóry chłopiec imieniem Will (Anthony Mackie) zostaje brutalnie pobity przez pracodawce jego rodziców. Młody Lincoln staje w obronie swego druha, jednak ten szlachetny gest pozostawi w jego życiorysie niezatarte piętno... Okazuje się, że prześladowca Willa jest wampirem, który w akcie zemsty na rodzinie Abrahama zabija matkę przyszłego prezydenta - jest to pierwszy moment, gdy Abe widzi wampira na własne oczy. Świadom sprowadzenia na swą rodzinę strasznego fatum postanawia (kiedy już nieco podrósł) unicestwić potwora, który zabił jego matkę. Nieudana próba unicestwienia wampira kończy się totalną klapą, a Lincoln przeżywa tylko dlatego, że jego próbie przygląda się (a w odpowiednim momencie angażuje) Henry Sturges. Tajemniczy nieznajomy, który podejmuje się szkolenia Abrahama na prawdziwego łowcę wampirów - w tym momencie zaczyna się prawdziwa przygoda.

RECENZJA:

Spodziewałem się filmu zbliżonego do "Van Helsinga" (2004) Stephena Sommers'a, lecz niestety zawiodłem się. Akcja prowadzona przez Bekmambetowa ma przykre dłużyzny, brak scen humorystycznych. Mocno naszpikowany scenami walki w swej stylistyce przywodzi na myśl Kill Bill'a w myśl zasady "ręka, noga, mózg na ścianie - oko na widelcu" - mamy do czynienia z dużą ilością scen dekapitacji, rozpruwania bebechów i ogólnego ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Owszem, jest to ciekawy element, ale tylko do połowy filmu, później kolejna jeszcze bardziej wymyślna scena mordowania wampira nie wywoła większego zainteresowania. Efekty specjalne są przyzwoite, lecz nieco siermiężne, jedno mordobicie przenosi nas na moment do spokojniejszej sceny, po której czeka nas kolejne z jeszcze większą ilością krwi i przemocy. Widząc nazwisko  Henry'ego Jackmana jako twórcy muzyki spodziewałem się czegoś przynajmniej dobrego (po rewelacyjnym soundtracku do "Kota w Butach"), niestety po obejrzeniu filmu ze zdumieniem odkryłem, że nie mogę powiedzieć nic o ścieżce dźwiękowej filmu Bekmambetowa. Niby była, ale nic po sobie nie pozostawiła.

Połączenie historii prezydenta USA z nieco już zgranym motywem łowcy nieumarłych krwiopijców jest zbudowane w sposób zgrabny i nienachalny. Opowieść jest spójna i potrafi zaskoczyć sporą inwencją w łączeniu faktów (bardzo dobrze wkomponowana bitwa pod Gettysburgiem) i niewielkimi przekłamaniami na temat realiów epoki.

Gra aktorska jest zadowalająca, choć nikt nie prezentuje tutaj czegoś, co by zapadło w pamięci w sposób szczególny. Mam wrażenie, że aktorzy mogli przyłożyć się nieco lepiej i nadać swoim postaciom większego realizmu. Główna postać gra na przez Benjamin Walker'a w etapie młodości Lincolna była dla mnie dość irytująca, choć nie wiem na ile wynika to z konstrukcji scenariusza (młody Abe, to łamaga i pechowiec). Jeśli zaś mowa o scenariuszu to ma on swoje wady - zupełne pominięcie wątku ojca, przyszła żona Lincolna porzuca swego narzeczonego w sposób zupełnie bezrefleksyjny, zaś klan wampirów trzęsący całą Konfederacją walczy ze swym głównym przeciwnikiem w bardzo nieporadny sposób.

Film ogląda się przyjemnie, ale pozostawia niedosyt - opowieść mogła zostać poprowadzona w sposób bardziej zwięzły, zaś sceny walki nieco mnie wyeksponowane. Przejdźmy do podsumowania...

OCENA KOŃCOWA:

 Wady:
  • przeciętna (niczym się nie wyróżniająca) gra aktorska
  • nadmiar scen akcji
  • brak wątków humorystycznych
  • płaskie postaci 
  • "bezbarwna" muzyka
Zalety:
  • świeże podejście do motywu "łowcy wampirów"
  • zręczne wkomponowanie opowieści w życiorys Lincolna
  • interesujące zakończenie
  • niezobowiązujące kino rozrywkowe - "guma do żucia dla mózgu"
Ocena:

4/10

2 komentarze:

  1. Prawdę powiedziawszy nie wiem czy film zasługuje chociaż na tę czwórkę... W ostatnim czasie można zaobserwować modę na readaptację znanych już historii (wspomniany przez autora "Van Helsing", "Śnieżka i Łowca" czy nadchodzący "Jaś i Małgosia- Łowcy czarownic"). O ile jednak w przy padku "Van Helsinga" i "Śniezki" jest to rzeczywiście zgrabnie zmontowane, o tyle historia prezydenta USA polującego na wampiry jest już w moim odczuciu lekką przesadą. Lincoln z siekierą nieodparcie kojarzy mi się z postacią Jakuba Wędrowycza i jego łopatą odlewaną ze srebrnych rubli, tylko Wędrowycz jest postacią komiczną, a omawiana kreacja Lincolna jest potraktowana chyba zbyt serio... Tak czy siak dobra i rzeczowa recencja ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie widziałem tego dzieła, więc nie mogę się spierać z Ajasem w kwestii merytorycznej. Wiem jednak, że filmy, przy których Burton działa tylko (albo aż) jako producent - np. "9" albo "Batman Forever" - nie spodobały się mi. Przypuszczam, że temu również brakuje groteskowego szlifu, stąd wrażenie "mózgowej gumy do żucia".
    Również spodziewałem się Van Helsinga ale teraz przypomina mi coś w stylu Kapitana Ameryki.

    Trochę intryguje mnie rozpoczęcie bloga tak słabym filmem - po tej recenzji jedną z ostatnich rzeczy jaką zrobię w kinie domowym, będzie (o ile pozostanie mi wybór) obejrzenie "Abrahama...".
    Krok odważny i zdecydowany, ponieważ z drugiej strony łatwo jest kopać leżącego, a Ajas zgrabnie cisnął jemu w twarz wadami i pocieszył zaletami, które mogą przekonać kogoś do poświęcenia czasu (może się jednak skuszę i w stosownym nastroju obejrzę zakończenie na youtubie...).

    Cieszę się, że w recenzji nie było spojlerów, który zniweczyłyby śmielsze pomysły scenarzysty. Ale z drugiej strony, może trudno ten film zaspojlerować? Bo dobro zawsze zwycięża, prawda?

    OdpowiedzUsuń