Gatunek:
Akcja/S-f
Reżyser: Tim
Burton
Scenariusz: Sam
Hamm, Warren Skaaren
Muzyka: Danny Elfman
Rok produkcji: 1989
Rok produkcji: 1989
Obsada:
Michael Keaton – Batman/Bruce Wayne
Jack Nicholson – Joker/Jack Napier
Kim Basinger – Vicky Vale
Michael Gough – Alfred
Zawsze miałem słabość do Batmana –
od najmłodszych lat zbierałem komiksy, kolekcjonowałem zabawki, oglądałem
serial animowany. Dlatego też nie mogłem sobie odpuścić pierwszej poważnej
adaptacji przygód Człowieka Nietoperza. „Batmana” oglądałem dziesiątki razy na
przestrzeni ostatnich 20 lat i nadal sprawia mi on ogromną przyjemność.
Tim Burton w swojej wizji odchodzi
od utartego w latach 60tych i 70tych wesołego przebierańca noszącego niebieskie
majtki na szarych, dresowych spodniach. Jego film poraża widza ciężkim,
mrocznym klimatem, miasto Gotham, pełne monumentalnych budowli, skąpane jest w
wiecznym smogu i mgle, a zza każdego narożnika spoglądają chciwe oczy ćpunów i
morderców. W takiej oto scenerii przyjdzie zmierzyć się Batmanowi z jednym z
jego najgorszych przeciwników – demonicznym Jokerem.
FABUŁA
Gotham to miasto zepsute,
skorumpowane i rządzone przez wielkie mafijne organizacje. Kiedy jednak na
scenie pojawia się szalony Joker, sytuacja robi się jeszcze gorsza niż
kiedykolwiek wcześniej. Oczywiście szaleńca powstrzymać może wyłącznie
prowadzący podwójne życie miliarder Bruce Wayne, który nadmiar pieniędzy i
wolnego czasu przeznacza na bohaterskie wyczyny i jako Batman wymierza
sprawiedliwość.
Fabuła „Batmana” nie zaskakuje,
dostajemy rozgrywkę bohatera i arcyłotra, od wyniku której zależeć będą losy
miasta. Nie jest to opowieść infantylna, jak w poprzednich filmach o Batmanie,
jednak brakuje jej także przysłowiowego pazura – nie ma tu nadmiaru emocji, widz
nie oczekuje z zapartym tchem na kolejny zwrot akcji. To, co mocno uderza, to
pewna dysproporcja w kreacji bohaterów – pierwsze skrzypce gra tutaj Joker, na
dalszym planie widzimy Bruce’a Wayne’a i jego rozterki sercowe, a dopiero
gdzieś tam, głęboko w cieniu, przewija się wątek Batmana. Bohaterowie są, pomimo wielu prób, dość
płascy: szalony Joker jest zły dla samej zasady, Batman do bólu dobry, a Vicky
Vale to typowa „dama w opresji”, która oprócz krzyku nie wnosi zbyt wiele.
Scen, które potrafią poruszyć jest niewiele.
Inną rzeczą, na którą zwróciłem
uwagę jako fan komiksu, jest brak nadrzędnej zasady, jaką Batman zwykł się
kierować, a mianowicie: nie zabijaj. Burtonowski Człowiek Nietoperz ma bowiem
całkiem sporo krwi na rękach… Nie jest to jednak poważny zarzut, bowiem dobrze
komponuje się z taką, a nie inną wizją świata.
GRA AKTORSKA
Przez lata (a dokładnie do roku
2004, kiedy to premierę miał „The Dark Knight”) uważano, że nikt nie byłby w
stanie zagrać Jokera tak doskonale, jak zrobił to Jack Nicholson. Faktycznie,
ten znakomity aktor stworzył wizerunek szaleńca, który zapada w pamięć. Jego
zachowania i mimika są na tyle sugestywne, na ile pozwalają kajdany fabuły.
Równie dobrze spisuje się Michael
Keaton. Jego Bruce Wayne jest postacią w której widać, że ciąży na niej wielkie
brzemię i cień złowrogiej tajemnicy – uśmiecha się rzadko, a jak już to robi to
widz ma wrażenie, że jest to uśmiech wymuszony. Także jako Batman budzi takie
emocje, jak powinien – dla wrogów jawi się jako straszliwy koszmar z głębi
nocy, a dla całej reszty mieszkańców jako nieodgadniona zagadka.
Świetny jest także Michael Gough
wcielający się w rolę lokaja i przyjaciela Bruce’a Wayne’a – Alfreda. Swoją grą
wprowadza do filmu mnóstwo ciepła i odrobinę humoru, a robi to tak
przekonywująco, że ma się wrażenie, jakby był nim naprawdę.
Nieco gorzej wypada na tym tle Kim
Basinger, której rola ogranicza się do bycia „dziewczyną bohatera”. Niby tam ma
swoje racje i poglądy, ale tak naprawdę jest postacią niewyraźną i nudną, a
część scen z jej udziałem najchętniej chciałoby się szybko przewinąć.
AKCJA
Muszę przyznać, że jak na film o
Batmanie to zawiodły mnie sceny pojedynków – komiksowy Człowiek Nietoperz pokładał
wrogów dzięki tajemnym sztukom walki, był niczym tygrys w stadzie owiec.
Filmowy Batman jest zdecydowanie zbyt sztywny… Może wina leży też po stronie
mało wygodnego kostiumu, tym niemniej walki wyglądają strasznie drętwo.
Na szczęście inne sceny akcji są na
wyższym poziomie, nakręcone z pomysłem i w dobrym tempie. Mamy więc zasadzki,
pościgi, wybuchy i ucieczki. Sceny o dużym natężeniu akcji przeplatają się z
wolniejszymi, a proporcje między nimi są dobrze wyważone - pomijając kilka scen
film nie dłuży się ani trochę.
SPRAWY TECHNICZNE
Przede wszystkim muszę zwrócić uwagę
na monumentalną scenografię filmu – to ona w połączeniu ze świetną,
charakterystyczną muzyką Danny’ego Elfmana tworzy to, co w „Batmanie” jest
najlepsze – klimat. Uważam, że Oscar był w pełni zasłużony. Architektura jest
ciężka, przytłaczająca, a wraz ze strojami i samochodami przywodzi na myśl lata
prohibicji. Doskonałe wrażenie sprawia rezydencja Wayne’a, opuszczona fabryka
czy katedra w Gotham.
Efekty specjalne, mimo że
współcześnie mogą czasem wywołać lekki uśmiech, również są na przyzwoitym
poziomie. Większość gadżetów używanych przez Batmana jest ciekawie
zaprojektowana (z batmobilem na czele).
Charakteryzacja stoi na przyzwoitym
poziomie: choć można się przyczepić do sztucznego uśmiechu Jokera, to jednak
można to wytłumaczyć konwencją filmu i fabułą. Kostiumy są zrobione bardzo
dobrze – zarówno pancerz Batmana (który zrywa z komiksową kolorystyką i bardziej
przypomina zbroję) jak i wszelkie garnitury i prochowce doskonale budują
klimat.
PODSUMOWANIE
Trudno jest krótko opisać film,
który wprowadził kultowego bohatera na nowy, wyższy poziom. Trudno jest pisać o
legendzie z własnego dzieciństwa. Trudno jest pisać – łatwiej jest obejrzeć i
poczuć klimat wykreowanego przez Burtona świata Mrocznego Rycerza. Nie jest to
film idealny, ale bez dwóch zdań bardzo dobry. Gorąco polecam.
Plusy:
+ klimat
+ scenografia
+ muzyka
+ kostiumy
+ gra aktorska
Minusy:
- prosta, mało zaskakująca fabuła
- „puste” Gotham
- słabe wątki Vicky Vale i komisarza
Gordona
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz